Urodziny

 Dla większej przyjemności czytania
Lustro - mój najlepszy przyjaciel, przed którym spędzam tyle czasu. Dziś jednak nie cieszę się sobą tylko dopieszczam makijaż. Ostatnie pociągnięcia pędzelkiem i uśmiecham się do swojego odbicia - młodej rudej dziewczyny, której buzie i ramiona ozdabiają liczne piegi.
Na krześle obok wisi czarna mini, którą kupiłam wczoraj na wyprzedaży.
Nieśpiesznie się ubieram i sprawdzam czy wszystko spakowałam do torebki. W końcu biorę głęboki oddech i wychodzę z mieszkania - dziś pierwszy raz, od dawna wychodzę na imprezę, którą z okazji moich urodzin wyprawiają mi przyjaciele.
- Dobry wieczór pani - z rozmyślań wytrąca mnie głos sąsiadki z naprzeciwka miłej starszej kobiety, która bardzo miło mnie przywitała kiedy się tutaj sprowadziłam. - Oh, dobry wieczór - odpowiadam i wyczuwam w swoim głosie zdenerwowanie. Zamykam mieszkanie i ruszam do windy wsłuchując się w dźwięk obcasów na korytarzu.

Przed blokiem już czeka taksówka kierowca obmacał mnie badawczym wzrokiem i w sumie wcale mu się nie dziwie. Bardzo wysoka i szczupła o lekko zarysowanej linii bioder i dość egzotycznej urodzie.
Raczej nie często zdarza mu się wozić takie kobiety, wsiadam do samochodu i podaje adres widząc, że taksiarz nie spuszcza ze mnie wzroku w lusterku wstecznym. Staram się o tym nie myśleć, zamykam oczy i siadam wygodniej oddechem starając się zgasić dławiący mnie strach przed imprezą.

Wysiadam przed domem Grześka, mojego przyjaciela jeszcze z czasów gimnazjalnych. Grzesiek jest gejem, ale takim prawdziwym a nie zmanierowanym chłoptasiem. Kierowcy zostawiłam napiwek, mimo bezczelnego gapienia się na mnie, był całkiem miły. Dzwonek przy furtce i czekam, po chwili widzę ponad żywopłotem blond czuprynę Grzesia.
- Cześć piękna - jak zawsze uśmiechnięty - gotowa na wielki dzień?
- Hej tygrysie, wiesz dobrze, że nie - kilka dni zajęło mu przekonanie mnie do tej imprezy - Doskonale wiesz jakie mam podejście do ludzi, a już zwłaszcza obcych.
- Nadiu nie przejmuj się, jestem ja i Kamil poza tym kilka innych naszych wspólnych znajomych.
Obejmuje mnie i prowadzi do domu prowadząc nie zobowiązującą rozmowę mającą na celu uspokojenie mnie. Z budynku dochodzą do mnie głuche dźwięki muzyki od razu poznaje utwór - Zombie Girl "Elsie". Wprowadza mnie do środka i staje przerażona tłumem... O ile tłumem można nazwać 20 osób zebranych w salonie, a na werandzie przy grillu mignął mi Kamil, chłopak Grześka, tak więc 21 osób.

Muzyka cichnie , a ja jestem ciągnięta na środek pokoju po drodze witam się z wszystkim pytając się siebie wewnątrz jak spamiętać te wszystkie
imiona. Oprócz moich gejów, jak zwykłam ich nazywać jest Marlena z którą przyjaźnie się od dawna i jej narzeczony Leo. Powiesiła mi się na szyi i obcałowała
- W końcu wróciłaś! Miałaś się do mnie odezwać, a gdyby nie Grzesiek nic wiedziała bym, że jesteś już w kraju! - uśmiecham się przepraszająco - Marlenko, ja potrzebowałam czasu sama wiesz, że to wszytko było dla mnie bardzo trudne - spuszczam wzrok i nie bardzo wiedząc co zrobić słuchając wyrzutów przyjaciółki
skierowałam oczy na prawo. Pod ścianą stał wysoki chłopak, na oko miał jakieś 29 lat, brunet, długie włosy spięte w koński ogon. Dopiero po chwili zrozumiałam, że on również na mnie patrzy. Dosłownie czułam jak przesuwał wzrokiem po moim ciele. Przełykam nerwowo ślinę - Poczekaj Marl muszę się napić -
i ruszam w stronę stołu z alkoholem by zrobić sobie drinka. Może ten wieczór, wcale nie będzie taki zły...

Impreza toczy się w najlepsze stoję z Marleną i rozmawiamy o przeszłości i planach na przyszłość, drink za drinkiem muzyka huczy, a w głowie coraz bardziej mi wiruje. W końcu nie wytrzymuje i wychodzę na werandę, księżyc świeci wyjątkowo jasno od czasu do czasu chowając się za chmurami. Opieram się o barierkę i biorę głęboki oddech próbując zatrzymać kołysanie się świata. Gdzieś w kącie ogrodu mignął mi cień całującej się pary, więc odwracam wzrok w stronę tarczy księżyca.
- Czemu solenizantka tutaj się ukrywa? - obok mnie staje długowłosy nieznajomy, jego głos jest głęboki niczym studnia - Niedługo ma wyjechać tort.
- Nie ukrywam się, tylko trochę się źle poczułam - czemu się czerwienie? Przecież nawet nie pamiętam jego imienia - A Ty?
- Grzesiek poprosił mnie, żebym Cię znalazł i zaciągnął na salę - odwracam się do niego - No to prowadź, tylko powoli bo świat mi spod nóg chce uciec - tylko się uśmiechnął ze zrozumieniem i wziął mnie pod ramię.

Gdy tylko weszliśmy do salonu, wszystkie oczy skierowano na nas. Po raz drugi przyciszono muzykę za co byłam wielce wdzięczna, czy też raczej wdzięczna była moja głowa. Następnie rozległ się śpiew: sto lat, sto lat! A do sali Grześ wniósł tort, na nim 26 zapalonych świeczek i postawił go na stole.
- A teraz zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie - Kamil podniósł głos by przebić się przez szum zgromadzonych i muzykę. Podchodzę więc do stołu cały czas
czując za sobą nieznajomego, schylam się i nabieram powietrza do płuc. Pamiętam jeszcze jak zdmuchnęłam świeczki, potem świat się rozlał, a ja osunęłam w mrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz