Powrót

Przyjazd do Warszawy był istnym koszmarem, opóźniony pociąg był tylko początkiem gehenny mojej i Gabriela. Zepsute kółka w walizce zmusiły mojego narzeczonego do niesienia niej. Na szczęście stoję przed drzwiami do mieszkania, a Gab poszedł do sąsiadki po Lucyfera. Zaraz po wejściu do środka, wstawiłam wodę na herbatę i dopiero zajęłam się rozpakowywaniem.

- Nadia powiadomiłaś już moją mamę, że wróciliśmy? - do pokoju wbiegł nasz kot i od razu zaczął się łasić na powitanie
- Jeszcze nie, a tak w ogóle to kiedy jej powiemy?
- Ale co? - czasami Gabriel mnie rozbrajał swoją niedomyślnością
- O naszych zaręczynach...
- Myślę, że powinniśmy zrobić to w odpowiedni sposób - jego głos nabrał barwy zamyślenia - Może zaprosimy ją na kolacje?
- Do nas, czy też jakaś restauracja? - czajnik zaczął gwizdać - Zalej herbatę i chodź tu do mnie.

Po chwili był już obok mnie, z głośników dobywały się dźwięki naszej składanki. Siedzimy na przeciw siebie i powoli pijemy herbatę.
- Myślałem o restauracji.
- Jak dla mnie bomba pomysł - uśmiecham się do niego - W sumie dawno w żadnej nie byliśmy.
- Lubię jak gotujesz.
- A ja myślałam, że lubisz mi przeszkadzać w gotowaniu - łobuzersko puszcza do mnie oko
- Właściwie to jedno i drugie lubię, a co z twoją rodziną?
I dobry humor zniknął. A co z moją rodziną? Dobre pytanie, bo sama nie bardzo wiem co z nią.

- Hej mała uszka do góry - no tak po policzku pociekła mi łza, to ciągle temat który wprawia mnie w bardzo zły stan - Zrobimy tak jak uznasz za stosowne.
- Muszę nad tym pomyśleć.
- Rozumiem to dobrze, a teraz chodź tu do mnie - i klasnął dłońmi w kolana bym na nich usiadła - Zaraz sprawię, że smuteczki znikną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz