Odrobina spokoju?

Dla większej przyjemności czytania

Moi geje wyjechali dziś rano, klucze do domu znalazłam tak jak powiedział Grzesiek pod obluzowaną cegłą. Po 4 dniach spędzonych u Marleny odzyskałam względny spokój, najgorsze były nocne koszmary. Nie raz i nie dwa zastanawiałam się czy kiedykolwiek przestanę się tym przejmować. Wchodzę do budynku, na dzień dobry w przedpokoju natykam się na worek z śmieciami. No tak, cały Grzesiek jak zawsze nie chciało mu się wynieść, więc zostawił mi mały prezent na powitanie.

Wynoszę śmieci, przy kontenerze słyszę rozpaczliwe miauczenie. Zaczynam się rozglądać do o koła, w końcu pod  zbiornikiem na śmieci zauważam małego czarnego kota. Sierść ma tak nastroszoną, że na myśl od razu przychodzi mi szczotka do mycia butelek.
- Kici, kici chodź do mnie - maleństwo jest przerażone, ale powoli wychodzi spod śmietnika. Mała przerażona kulka, która ufnie podstawia łepek do głaskania - Jaki ty śliczny jesteś, chodź do mamy.
Biorę maluszka na ręce i zabieram do domu. Później pójdę z nim do weterynarza, a póki co nalewam na spodek odrobinę mleka które niezdarnie stara się pić. Nie mogę oderwać od niego wzroku, jest taki rozkoszny.
- Będziesz miał na imię Lucyfer - mówię do niego głaszcząc go po grzbiecie, dziwnie ufny może dopiero dziś się zgubił.

Rozgaszczam się, w łazience zostawili mi kilka ręczników a na łóżku świerzą pościel. Przynajmniej, to im się chciało zrobić. Lucyfer zwiedza salon, a ja sprawdzam zawartość lodówki w której oczywiście nie ma żadnej kociej  karmy. No trudno i tak miałam wziąć malca do weterynarza, to przy okazji kupię mu jedzenie. Wychodzę sprawdzając, czy aby na pewno zamknęłam drzwi.

Mały Lucyfer okazał się zdrowy, dostał książeczkę zdrowia i witaminy. Pani weterynarz wytłumaczyła mi kiedy mogę go wysterylizować, oraz pomogła w dobraniu odpowiedniej karmy. Zadowolona wracam spacerem do domu, mijam  ludzi i staram się nie uśmiechać na widok mężczyzn którzy wręcz pożerają mnie wzrokiem. Te małe wakacje były świetnym pomysłem. Powoli docieram do furtki, jest wczesny wieczór ptaki hałasują tego właśnie potrzebowałam. Otwieram zamek... zaraz co jest? Przecież zamknęłam. Otwieram furtkę na ścieżce zauważam zapaloną świeczkę, w pewnej odległości od niej kolejną i kolejną, aż do drzwi.

Podążam tym tropem, co ci geje znowu wymyślili? W domu jeszcze więcej świeczek prowadzi mnie na werandę,cicha muzyka płynie z głośników. Wychodzę do ogrodu, biały stolik, dwa krzesła otoczone pochodniami wbitymi w ziemię,
Na stoliku gotowa kolacja, aż na werandzie czuć jej aromat. Przed stolikiem stoi on. Czarny garnitur, koszula i gustownie dobrany krawat oczywiście jak zawsze nienagannie uczesany, a w rękach bukiet białych róż.
- Nadiu proszę wysłuchaj mnie - stoję jak wmurowana w ziemię Lucyfer zeskakuje mi z rąk i biegnie do salonu - Ten chłopak był kiedyś ze mną, ale to przeszłość.
Dalej nie mogę się ruszyć, najchętniej bym się odwróciła i wyszła ale mimo wszystko stoję i słucham dalej.
- Od pół roku jestem sam i błagam daj mi szansę.
- Gabriel...
Podchodzi do mnie i całuje. Wręcz czuje się jakby pożerał moje usta, a ja mu ulegam. Tak bardzo tego chciałam w te nieprzespane noce. Tak bardzo chciałam ciebie Gabrielu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz