środa, 6 lipca 2016

Grill u Marleny

- To kiedy ślub - Marlena była bezpośrednia jak zawsze, siedziałam z nią w jej ogródku za domem a Leo stał przy grillu. Gabriel miał do nas dołączyć wraz z Grześkiem i Kamilem.
- Lena weź przystopuj dopiero powiedzieliśmy jego mamie - uśmiechnęłam się na to wspomnienie... no może akurat nie rozmowy z matką Gaba, ale tego co było po powrocie do domu.
- Właśnie mała, a kto będzie Ci świadkował?
- Myślałam, że ty - uśmiechnęłam się do niej - Jakby nie patrzeć nie mam lepszej przyjaciółki.
- To poczekaj na wieczór panieński - wybuchnęłyśmy śmiechem.

- A co paniom tak wesoło - Gabriel objął mnie i pocałował w szyję
- Babskie sprawy - uprzedziła mnie Marlena pokazując mu język - A chłopaki gdzie?
- Skoczyli do sklepu po trunki wszelakie.
Usiadł na trawie obok moich nóg. To niesamowite, że rozbroił mnie doszczętnie takim drobiazgiem. Zresztą on sam niedawno stwierdził, że nigdy nie widział żeby kobieta cieszyła się z takich drobnostek.
- No to co to za babskie sprawy?
- Lena planuje mój wieczór panieński - bezwiednie zaczęłam go głaskać.
- Tylko bez szaleństw - pogroził jej palcem.
- Bez szaleństw - roześmiała się - Tak, a Grzesiek tobie na pewno nie przygotuje niczego szalonego.
- Z całą pewnością - podniósł się - Dobra widać chłopaków pójdę im pomóc.

Wzrok sam podążył za nim, gdy ruszył w stronę Grześka i Kamila taszczących torby z zakupami. Mieliśmy zamiar zostać u Leny cały weekend.
- I jak się czujesz?
- Jak się czuje z czym? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie wyrywana z zamyślenia.
- W tej sytuacji, nie pamiętasz jak mi płakałaś, że zawsze będziesz sama.
- Raczej ciężko zapomnieć - westchnęłam głośno - Jest jak w bajce, Gab i jego mama wszystkim się zajęli... Czuje się jak księżniczka.
- Widzisz mówiłam, że ci się życie poukłada.
- I miałaś rację jak zawsze - przysunęłam się do niej i mocno przytuliłam - Znasz jakąś krawcową?
- Znam, a co?
- Przecież nie pójdę do ślubu ubrana jak beza.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

środa, 27 kwietnia 2016

Kolacja

- Czy mówiłem ci już jak dobrze wyglądasz w tej sukience? - ręka sama uciekła mi z jej pleców niżej
- Tak mówiłeś i proszę cię zabierz tą rękę idzie twoja mama
- Zakochani mają swoje prawa - posłała mi ten swój figlarny uśmiech, ten z obietnicą szaleństwa - I ja mam zamiar korzystać z tych praw.
- Gab nie mówię żebyś z nich nie korzystał - przesunęła moją rękę w bezpieczniejsze okolice - Po prostu będzie do tego lepsza okazja.
dla większej przyjemności czytania

Mała włoska restauracją, którą znalazłem razem z Nadią już jakiś czas temu była praktycznie bez zmian od naszej ostatniej wizyty. Jej urok tkwił w muzyce i jedzeniu, była to najlepsza włoszczyzna w stolicy. Zresztą właściciel był rdzennym włochem, który zakochał się w polce. Stolik zarezerwowałem już dwa dni wcześniej, bo ostrożności nigdy za wiele.
- Miło was widzieć zakochańcy - moja mama jak zawsze promieniowała uśmiechem, a mi nagle zaczęły się pocić dłonie. Jakoś wcześniej nie przypuszczałem, że będę się aż tak denerwować przekazaniem informacji o naszych zaręczynach.
- Cześć mamo - na szczęście głos mi nie drży, więc nie jest tak tragicznie.
- Dzień dobry pani
- Oj Nadio przestań z tą panią - usiadła tuż przy oknie - To co to za okazja, że mnie zaprosiliście na taką oficjalną kolacje?
- Mamo może najpierw zjedzmy?

Kolacja przebiegała nam w wesołej atmosferze. Nadia nie mogła sobie odpuścić historii o pobiciu syna naszego gospodarza i wszystkich szczegółów wystroju naszego domku na wyjeździe. Sam odszedłem od stolika pod pretekstem pójścia do toalety i zamówiłem wino. Z początku myślałem o szampanie, ale moja mała nie znosi szampana. Gdy tylko wróciłem do stolika kelner przyniósł zamówiony przez mnie trunek.
- Mamo myślę, że to odpowiednia chwila - no tak i zaczął mi drżeć głos jak na zamówienie.
- No nareszcie się dowiem co takiego ważnego chcecie mi powiedzieć.
Przyciągnąłem do siebie mocno Nadie i objąłem ramieniem
- Nadia i ja przeszliśmy w następny etap związku
- Nieeee!?! - aż podskoczyła na krześle
Nadia błysnęła pierścionkiem na palcu, tuż przed nosem mojej mamy.
- Mój mały synek zaręczony! - aż zabrakło mi tchu gdy nas przytuliła - Bardzo się cieszę, że wejdziesz do rodziny.
- Dziękuje pani
- Skończ z tą panią, możesz mi mówić mamo.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Powrót

Przyjazd do Warszawy był istnym koszmarem, opóźniony pociąg był tylko początkiem gehenny mojej i Gabriela. Zepsute kółka w walizce zmusiły mojego narzeczonego do niesienia niej. Na szczęście stoję przed drzwiami do mieszkania, a Gab poszedł do sąsiadki po Lucyfera. Zaraz po wejściu do środka, wstawiłam wodę na herbatę i dopiero zajęłam się rozpakowywaniem.

- Nadia powiadomiłaś już moją mamę, że wróciliśmy? - do pokoju wbiegł nasz kot i od razu zaczął się łasić na powitanie
- Jeszcze nie, a tak w ogóle to kiedy jej powiemy?
- Ale co? - czasami Gabriel mnie rozbrajał swoją niedomyślnością
- O naszych zaręczynach...
- Myślę, że powinniśmy zrobić to w odpowiedni sposób - jego głos nabrał barwy zamyślenia - Może zaprosimy ją na kolacje?
- Do nas, czy też jakaś restauracja? - czajnik zaczął gwizdać - Zalej herbatę i chodź tu do mnie.

Po chwili był już obok mnie, z głośników dobywały się dźwięki naszej składanki. Siedzimy na przeciw siebie i powoli pijemy herbatę.
- Myślałem o restauracji.
- Jak dla mnie bomba pomysł - uśmiecham się do niego - W sumie dawno w żadnej nie byliśmy.
- Lubię jak gotujesz.
- A ja myślałam, że lubisz mi przeszkadzać w gotowaniu - łobuzersko puszcza do mnie oko
- Właściwie to jedno i drugie lubię, a co z twoją rodziną?
I dobry humor zniknął. A co z moją rodziną? Dobre pytanie, bo sama nie bardzo wiem co z nią.

- Hej mała uszka do góry - no tak po policzku pociekła mi łza, to ciągle temat który wprawia mnie w bardzo zły stan - Zrobimy tak jak uznasz za stosowne.
- Muszę nad tym pomyśleć.
- Rozumiem to dobrze, a teraz chodź tu do mnie - i klasnął dłońmi w kolana bym na nich usiadła - Zaraz sprawię, że smuteczki znikną.